Rafael Nadal – Alexander Zverev 0:3, a owacje zebrał ten pierwszy. Bo Rafael Nadal wcale nie został pokonany. On – patrząc szerzej niż tylko na ten mecz – jest lepszym tenisistą. Jest zwycięzcą. Jest legendą, która być może właśnie pożegnała się z Roland Garros. Paryż kocha swojego cesarza za niezapomniane podboje. Kiedy Rafa grał być może po raz ostatni, tłum na przemian wiwatował i zastygał w pięknej ciszy. A gdy po wszystkim przemawiał – ludzie płakali – relacjonuje z Paryża Łukasz Jachimiak ze Sport.pl.
Trudna do opisania wrzawa rozległa się na Court Philippe-Chatrier już wtedy, gdy Rafaela Nadala wyświetlono na telebimie. Wtedy 14-krotny mistrz Roland Garros czekał w tunelu prowadzącym na kort. Czy słyszał ten ul, do którego miał za chwilę wejść? No jasne! Słyszałby, nawet gdyby jak Iga Świątek miał na uszach słuchawki z rockową muzyką. Rafa słuchał i to chłonął. Był absolutnie skupiony. Wyglądał jakby znów wychodził na wielki finał. Wyglądał jak tygrys, którego zaraz wypuszczą z klatki.
Oczywiście było pewne, że Alexander Zverev się nie przestraszy. Było jasne, że to Niemiec jest faworytem. I to zdecydowanym. Ale czy to komuś psuło święto? Absolutnie!
Paryżanie jak dworzanie. Króla Nadala
Court Philippe-Chatrier mogący pomieścić 15 225 widzów nie miał ani jednego wolnego miejsca już wtedy, gdy Nadal czekał aż pozwolą mu wyjść na tę jego świętą, czerwoną ziemię i gdy na powitanie spiker wykrzyczy jego nazwisko. A gdy to nastąpiło – ten piękny, wielki kort, po prostu zmienił się w dwór, na którym dworzanie szaleją z radości, że oto widzą swojego króla.
To nie jest przesada. Ani trochę! Ta temperatura – szaleńcza, spoza skali – nie opadała nawet mimo wyniku. Byłem w biurze prasowym, gdy na początku trzeciej godziny meczu Nadal miał dwie piłki na przełamanie Zvereva i wyjście na 2:0 w trzecim secie. Dwie parte już przegrał – 3:6, 6:7. Zatrzymałem się przed jednym z telewizorów. Patrzę: pierwszy breakpoint zmarnowany. Drugi? Na ekranie jeszcze grają, ale ja już wiem, że Rafa tę piłkę wygrał, taki tumult dobiegł do biura na poziomie minus jeden z trybun zlokalizowanych na pierwszym, drugim i trzecim piętrze.
Zapytacie, co ja właściwie robiłem w biurze, a nie na trybach podczas takiego meczu? Pracowałem dla Was. Tuż przed Nadalem i Zverevem na największym korcie Stade Roland Garros swój mecz błyskawicznie wygrała Iga Świątek. Polka pokonała Leolię Jeanjean 6:1, 6:2, ja kończyłem tekst o tym, co zobaczyłem i co wszyscy możemy zobaczyć dzięki Idze w kolejnych dniach, a ochrona kazała mi przerwać i opuścić trybunę prasową.
Dziennikarzom polecono wyjść, tłumacząc, że konieczne są jakieś zabiegi przed meczem Rafy. I że potrwają tylko pięć minut. Reporterzy z całego świata zajmowali sobie miejsca na mecz Nadala już w końcówce meczu Igi. Wszyscy wychodzili niechętnie, wszyscy czuli obawę czy nie zabraknie miejsc, bo przed trybuną stała kolejka. Po przegrupowaniu ja się na “prasówkę” załapałem, po czym po kilku gemach musiałem swoje miejsce oddać pierwszemu oczekującemu. A to dlatego, że na specjalnej grupie na Whatsappie przyszła wiadomość: konferencja Igi Świątek o godzinie 15.55.